środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 7 - Clarisse - Niespodziewany atak



I voila! Przepraszam, że tak długo czekaliście :( Rozdział z dedykacją tym razem dla Julci, która mimo ostrzeżeń dorwała się do tych moich wypocin.

                Super. Po wczorajszym rozpatrzeniu przepowiedni doszłam do wniosku że umrzemy. Wiem, błyskotliwie. Stwierdziłam, że powinniśmy przygotować się na ataki potworów. Naturalnie nie pomyliłam się. Nie przewidziałam jednak, że to będzie ten konkretny potwór. Ale od początku:
Trzymałam wartę razem z Leną. Annabeth uważała, że powinniśmy robić to w parach. Oczywiście ona i Percy byli razem, a że powiedziała, że młodsze dzieci nie mogą być razem ja wylądowałam z Leną. Wolałam Nica, bo jest od niej starszy i dłużej  był w Obozie, ale córka Zeusa uparła się, że nie chce być z Tomem. W sumie to jej się nie dziwię. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy nas zaatakowano nie cieszyłam się zbytnio z faktu, że mam dziesięciolatkę za jedyną sojuszniczkę.
Z początku było spokojnie. Ocean lekko falował, tak, że mogliśmy szybko płynąć, ale było bezpiecznie. Lena oparła się o ścianę i zaczęła czytać jakieś dziecięce czasopismo. Ja starałam się zachować czujność, bo wiedziałam, że zawsze coś może pójść nie tak, nawet jeśli wydaje się być dobrze. Szczególnie, jeśli wydaje się być dobrze. Jednak nie zwróciłam uwagi na to, że kołysanie statku staje się coraz mocniejsze i bardziej niepokojące. Jednak dopiero, gdy usłyszałam krzyk Leny zauważyłam, że coś się dzieje. Obróciłam się szybko i zobaczyłam dziewczynkę latającą szybko nad całym statkiem i uciekającą przed wężowatym czymś, co ją goniło. Co to było? Jakaś macka? Nie, głowa. Psia. Ale przecież… Pozostałe łby zaczęły kierować się w stronę kajut, więc nie miałam nawet czasu pomyśleć o tym, skąd to cholerstwo się tu wzięło, skoro powinno pilnować Morza Potworów. Pobiegłam do pokoju chłopaków, bo chciałam obudzić Percy’ego. Przyznaję to niechętnie, ale w walce z morskim potworem syn Posejdona miał szanse większe niż ja. Nico obudził się pierwszy. Zauważył mnie i wydał z siebie ostrzegawczy krzyk. W samą porę, jeszcze chwila i to głupie coś by mnie złapało. Zamachnęłam się mieczem, ale ledwo drasnęłam czubek nosa psa. Próbował on mnie dalej atakować, a tymczasem trzy inne wpełzły do kajuty. Percy szybko się rozbudził i uskoczył w odpowiednim momencie, ale Tom nada spał jak suseł. Wężowe cielsko już go oplatało. Mi tam nie byłoby go specjalnie żal, ale Percy i Nico postanowili go uratować. Już prawie im się udało go uwolnić i odciąć psią głowę, gdy ostatnia macka (z tego co pamiętam z mitologii było ich sześć) dostała się na statek i zaczęła kierować się w stronę dziewczęcej kajuty.
 - Annabeth! – krzyknął Percy i natychmiast pobiegł do swojej dziewczyny. Jeden z psich łbów od razu za nim poleciał, więc zostaliśmy ja, Nico i Tom, który wciąż spał. Próbowaliśmy go obudzić, ale naprawdę nic nie działało. Na dodatek zaczął krzyczeć i wyrywać się , jakby właśnie miał jakiś straszny koszmar. Och, serio nie możemy po prostu go utopić? Nico próbował walczyć z jednym stworem, a ja zajęłam się pozostałymi dwoma. Uważam, że poszło mi nieźle. Co prawda jeden o mało co nie ugryzł mnie w ramię, ale walnęłam go mieczem, tak, że zmienił się w złoty pył, pozostawiając mi jedynie krwawe ślady zębów i ohydną psią ślinę na ręce.
Z drugim było trudniej, ciągle unikał mojego ostrza i miał naprawdę świetny refleks, a ja byłam osłabiona. A kiedy wreszcie znalazłam się w dobrej sytuacji i mogłam go pokonać zaczął błyszczeć czarnym światłem. Zdziwiona odskoczyłam. Potwór lśnił coraz jaśniej (tak, wiem, że w odniesieniu do czerni to nie brzmi logicznie, ale tak właśnie było), aż w końcu znikł. Odwróciłam się i zauważyłam Nica opadającego na kolana z wycieńczenia, czarna poświata wokół niego powoli zanikała.
 - Co… co ty do cholery zrobiłeś? – zapytałam zszokowana.
 - Nie wiem – odparł zmęczonym głosem, po czym opadł ze zmęczenia na poduszki. Chwilę później do kajuty wbiegli Percy i Annabeth, trzymając się za ręce i dysząc ciężko.
 - Annabeth była niesamowita! – zawołał Percy. – Rzuciła mu w pysk książką, obłożoną niebańskim spiżem. Wybiła mu wszystkie zęby! Potem było już łatwo.  
 - Ludzie serio produkują książki obłożone niebiańskim spiżem? – zapytała Lena, która właśnie pojawiła się w drzwiach. – Bogowie, i kto to później kupuje? Zresztą nieważne. Co się stało? Ktoś z was to zrobił? Ten potwór tak nagle zaświecił się i znikł. Jak magia! Znacie magię? Jak dla mnie jest zbyt skomplikowana. Ej, ale to była Skylla, tak? A co ona tu robiła? To jakieś dziwne. Myślałam, że nie może opuścić Morza Potworów.
 - Ciszej, głowa mnie boli od tych twoich pisków – warknęłam. Już prawie zdążyłam zapomnieć, jakie to dziecko bywało irytujące. – Ja… odcięłam temu trzy łby i samo tak jakoś rozbłysło – skłamałam. Nico nie zaprzeczył. Wiedziałam, że ma za mało siły, żeby się odezwać.
 - Ojej! Trzy? Naprawdę? Sama? – dopytywała się dziewczynka.
 - Całkiem sama. I co, Jackson? Założę się, że ty byś czegoś takiego nie zrobi. – powiedziałam. Percy już miał mi coś odpowiedzieć, zapewne coś niezbyt miłego, ale Annabeth go powstrzymała.
 - Słuchajcie, najpierw zastanówmy się, skąd Skylla się tu wzięła. Tom, możesz przestać udawać, że śpisz – powiedziała. Na dźwięk swojego imienia syn Apollina momentalnie się rozbudził.
 - Przyznajcie, wspaniale to zagrałam – rzekł z uśmiechem.
 - CO?!? – krzyknęłam. – Przez ten cały czas… ty… ty idioto! – no, tak naprawdę użyłam dużo gorszego słowa, po czym rzuciłam się na chłopaka z pięściami. Jak on mógł udawać, że śpi podczas gdy my za niego walczyliśmy z potworem? Trzeba było zostawić go tym psim łbom na pożarcie. Byłam strasznie wściekła. To tchórzostwo!
 - Clarisse, proszę cię. Zostaw go w spokoju – powiedziała Annabeth. Zezłościłam się, ale zrobiłam to, o co mnie prosiła. Powiedziała to chłodnym tonem, ale minę miała taką, jakby miała ochotę do mnie dołączyć.
 - Skopiesz mu tyłek jutro rano – zaproponowała.
 - Pomogę – wtrącił Percy. Lena zachichotała.
 - Wyluzujcie, okej? – zapytał Tom. – Ludzie, udawałem tylko od kilku minut. Jak się obudziłem, było prawie po wszystkim. Poza tym miałem bardzo ważny sen.
 - Jaki? – zapytałam trochę mniej surowo. Byłam ciekawa, co Tom może mieć nam do powiedzenia.
 - Mój ojciec… Mówił coś, że zanim zajmiemy się przepowiednią, zanim pojedziemy do tego miejsca bez nocy… Musimy pojechać tam, gdzie ona jest.
 - Apollo nie ukazywał się nikomu od bitwy o Manhattan – zauważyła Annabeth. – Dlaczego miałby nagle pokazać się tobie?
 - A bo ja wiem? – Tom wzruszył ramionami. – Zawsze miałem najmocniejsze prorocze sny.
 - O jaką nią chodziło? – zainteresowała się Lena. – Powiedział coś więcej?
 - Ta, która chce zemsty. Mówił coś, że jest bardzo pamiętliwa… i sprytna. Tak, coś w tym stylu. Z resztą, sami się przekonamy. Powinniśmy ruszać do San Antonio!
________________________________________________________________
 Ok... pierwsza połowa sam opis, druga sam dialog, czemu nie... Jeśli opis Skylli różnie się trochę od książkowego to przepraszam, MP czytałam dawno i nie mam przy sobie, więc wspomagałam się Wikipedią.  W każdym razie życzę wszystkim dobrego długiego weekendu! I niech los Wam sprzyja! (a, sorry, nie ten fandom)

2 komentarze:

  1. Przepraszam, że tak długo. Było jak zawsze super ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu zapomniałam o hejtach :'( chociaż i tak chyba nie miałabym do czego się przyczepić

    OdpowiedzUsuń