wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 6 - Rachel - Mały problem z bogiem poezji



            - Rachel? Rachel! – te krzyki wyrwały mnie ze snu.
 - Co…? – zapytałam nieprzytomnym głosem.
 - Rachel, wstawaj, to naprawdę ważne! – usłyszałam.
 - Co jest ważniejszego od moich ośmiu godzin snu? – jęknęłam poirytowana.
 - Może grecka apokalipsa i losy świata? – podsunął dziewczęcy głos. Natychmiast całkowicie się wybudziłam.
 - Co? Gdzie? Jak? Kto? Co? – krzyknęłam.
 - Uspokój się – poradziła mi  Joanne, bo to właśnie ona mnie obudziła. – Słuchaj, co było w twojej przepowiedni?
 - Co? Eee… Yyy… Jakiej przepowiedni? – Stwierdziłam, że najlepiej będzie udawać głupią. Nie chciałam powtarzać tego jeszcze raz.
 - A ile wczoraj wygłosiłaś przepowiedni? – zapytała poirytowana blondynka.
 - Jedną – mruknęłam. – A skąd ty właściwie o niej wiesz?
 - Córeczka Ateny, zapomniałaś – Joanne wyszczerzyła zęby. – Mam swoje sposoby. Posłuchaj mnie, Inez Prescott, Nico di Angelo i Tom od Apollina wkradli się na statek i pojechali na misję. Więc jeśli…
 - CO zrobili??? – krzyknęłam.
 - To, co słyszałaś. – Zniecierpliwiła się moja koleżanka.
 - Idę do Chejrona. – Postanowiłam natychmiast.
 - Idziemy, chciałaś powiedzieć – poprawiła mnie Joanne.
 - Słuchaj ty nie wiesz o co chodzi i… - zaczęłam
 - A jeśli mi nie powiesz, to dowiem się na swój sposób – przerwała mi Joanne. – Prawdopodobnie o wiele mniej humanitarny – dodała. Spojrzałam na nią przestraszona, ale ta tylko się roześmiała.
 - Wygrałaś – westchnęłam. – Idziemy do Chejrona – mruknęłam niechętnie. Joanne uśmiechnęła się szeroko. Obie ruszyłyśmy do Wielkiego domu. Był to duży, trzypiętrowy budynek pokryty białym tynkiem. W porównaniu z domkami zamieszkanymi przez obozowiczów wyglądał niezwykle wytwornie. Przeszły przez złotą bramę, która zresztą była otwarta przez większość czasu i podejrzewałam, że stoi tam tylko dla ozdoby. Następnie ruszyłyśmy kamienną dróżką przed siebie. W drzwiach budynku stał już Chejron, zupełnie jakby nas wyczekiwał, co przecież było zupełnie niemożliwe, zważywszy na to, że zegar wskazywał czwartą nad ranem.
 - Rachel! – centaur zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Co cię tutaj sprowadza?
 - Bo… W sprawie tej przepowiedni… - zaczęłam. Chejron rzucił niespokojne spojrzenie na Joanne.
 - W porządku, ona wie – powiedziałam szybko.
 - Skąd? – centaur nabrał poważnego wyrazu twarzy.
 - Nie wiem – stwierdziłam. – Ja jej nic nie powiedziałam, przysięgam.
 - Domyśliłam się – burknęła córka Ateny.
 - Domyśliłaś się? – Chejron zmierzył ją badawczym wzrokiem.
 - No. Tak jakby.
 - Dobra – westchnął mężczyzna. – Rachel, porozmawiajmy w moim gabinecie. A ty…
 - Nie ma mowy! – krzyknęła Joanne. – Też chcę porozmawiać i wszystkiego dokładniej się dowiedzieć.
 - Joanne, proszę cię, bądź rozsądna – zaczął centaur. – My z Rachel tylko coś ustalimy, ale ty powinnaś wrócić, przecież…
 - Nie! – powtórzyła dziewczyna z uporem.  Chejron spojrzał na nią zdziwiony. Zapewne jeszcze nigdy żaden obozowicz nie potraktował go w taki sposób. – Proponuję uczciwy układ. Wy mi powiecie wszystko, co wiecie, a ja wam powiem to, co ja wiem – oznajmiła.
 - A co wiesz? –  spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
 - Wy pierwsi – powtórzyła Joanne z uporem, krzyżując ręce na piersiach. Chejron westchnął.
 - Widzę, że nie odpuścisz. – stwierdził. – Cóż, chyba nic się nie stanie, jeśli poznasz pełną treść przepowiedni. Ale musisz przyrzec, że nikomu nie powiesz. I że nie zrobisz nic głupiego. Ufam twojemu rozsądkowi, Joanne.
 - Spokojnie, nic się nie stanie – zapewniła dziewczyna.
 - Mam taką nadzieję. Chodźmy – powiedział centaur, po czym poprowadził nas obie do swojego gabinetu. Joanne, która była tu pierwszy raz z ciekawością rozglądała się dookoła. W końcu Chejron dodarł do właściwych drzwi. Otworzył je i podszedł do zawalonego różnymi dziwnymi rzeczami biurka. Zachęcająco wskazał nam dwa stojące naprzeciw niego fotele. Usiadłyśmy w nich trochę niepewnie.
 - Rachel? – zwrócił się łagodnym tonem w moją stronę.
Przełknęłam ślinę, po czym wygłosiłam ponownie swoją przepowiednię. Coraz bardziej docierało do mnie, co ona oznaczała. W pomieszczeniu zapadła cisza. Spojrzałam na swoją złotowłosą koleżankę, która ewidentnie nad czymś myślała.
 - I wysłaliście Percy’ego, Annabeth i Clarisse na tę misję? Wiedząc, że mają znikome szanse na przetrwanie? – zapytała córka Ateny.
 - No… - zmieszał się Chejron. – To nasi najlepiej wyszkoleni herosi. Jeżeli ktoś sobie poradzi to właśnie oni.
 - Ale…
 - Posłuchaj, Joanne… – zaczął centaur z westchnieniem.
 - Nie, to ty posłuchaj, Chejronie! – krzyknęła Joanne. Nie było to zbyt uprzejme, ale zapewne już się tym nie przejmowała. – Sprawa jest poważna. Troje herosów wymknęło się w nocy i dołączyło do misji. Nie bagatelizuj tego!
 - Coś ty powiedziała? – mężczyzna zapytał ostro.
 - To, co słyszałeś – burknęła dziewczyna.
 - Kto? Kto uciekł? – dopytywał się centaur słabym głosem.
 - Dwoje dzieciaków. Inez Prescott i Nico diAngelo. Aha, i jeszcze Tom Isario, syn Apolla.
 - Ale… Dlaczego… - Chejron nie wiedział, jak sformułować zdanie.
 - Bo są głupi – podpowiedziała mu usłużnie Joanne. Centaur ją zignorował.
 - Więc co teraz zrobimy? – zapytałam.
 - Nic – westchnął Chejron. – Możemy tylko mieć nadzieję, że…
 - Nic!?! – krzyknęłyśmy ja i Joanne w tej samej chwili.
 - Chejronie, nie rozumiesz co się właśnie dzieje? – zawołałam. – Kiedy przestałeś się troszczyć o obozowiczów, co? – no dobra, może trochę przesadziłam, ale jak tak można? Wmawiać dzieciakom, że są tu bezpieczne, że im się pomaga, a jak przyjdzie co do czego zostawiać je same sobie?
 - A masz może pomysł, co zrobić? – zapytał zmęczonym głosem.
 - Yyyy… - okej, nie miałam pomysłu. Natomiast Joanne zrobiła minę, jakby właśnie coś jej przyszło do głowy.
 - Właśnie. Idźcie już, dziewczynki. – westchnął centaur. Pociągnęłam Joanne za sobą i wyszłyśmy z Wielkiego Domu. Gdy tylko znalazłyśmy się za furtką Joanne zapytała:
 - Nie no, ty na serio tak po prostu na to pozwalasz? Po tej przepowiedni?
 - A co niby mam zrobić? – odparłam pytaniem na pytanie. – Joanne, ja też nic nie rozumiem, nie wiem o co chodzi w tej przepowiedni, nie wiem…
 - A wiesz kto wie? – przerwała mi.
 - Nikt? – zasugerowałam. Moja koleżanka przewróciła oczami.
 - Nie, ty głuptasie. Pomyśl, kto zna się na wyroczniach? Kto widzi przyszłość? Kto jest opiekunem Ducha Delf? Idziemy do siódemki. Może jego dzieci powiedzą nam, jak go znaleźć. – to powiedziawszy pociągnęła mnie za sobą i bez słowa ruszyła w stronę domku tak lśniącego, że musiałam odwrócić wzrok, bo myślałam, że zaraz oślepnę. Wyglądał, jakby był wykonany ze złota. O ściany opartych było niedbale kilka łuków i instrumentów muzycznych. Córka Ateny zapukała do drzwi, po czym otworzyła je, nie czekając na odpowiedź.
W środku też było złoto, ale dało się patrzeć. Wyglądało to bogato, chociaż gdy się przyjrzałam, zauważyłam, że w niektórych miejscach złota farba odchodzi od ściany. Nad łóżkami wisiała kolekcja łuków i strzał. Na środku pomieszczenia stały fortepian, perkusja i kilka mniejszych instrumentów. Podłoga zawalona była partyturami i słowami piosenek. Całość sprawiała trochę wrażenie, jakby był to apartament jakiegoś znanego muzyka, który akurat zapomniał posprzątać.
Słońce już wschodziło, więc była to pora, o której dzieci Apollina były już na nogach. W kącie jakiś chłopiec rzucał strzałeczkami do tarczy. Przy fortepianie siedziała dziewczyna mniej więcej w moim wieku, miała ciemnobrązowe włosy i wyraz zamyślenie na twarzy, jakby właśnie coś tworzyła. Zauważyła nas dopiero po dłuższej chwili.
 - Hej. – Przywitała się. – Szukasz Susan? – zwróciła się do Joanne. – Chyba poszła poćwiczyć na strzelnicę.
 - Nie. Zresztą nawet dobrze, że jej tu nie ma – odpowiedziała Joanne. Córka Apollina zmarszczyła brwi.
 - Pokłóciłyście się? – zapytała.
 - Aha. Tak jakby. Słuchaj Alexandro, musimy pogadać z twoim ojcem, więc gdybyś tak jakoś go ładnie poprosiła czy coś… - Dziewczyna, której najwyraźniej na imię było Alexandra jakby spochmurniała.
 - Coś się stało? – zdziwiłam się.
 - No… wiesz… on ostatnio często się nie pojawia… w zasadzie to w ogóle nie utrzymuje kontaktu… jakby nas unika… i bogów też… nie odpowiada…. i…
 - Możesz wreszcie powiedzieć o co chodzi? – warknęła zniecierpliwiona Joanne. Nie było to zbyt delikatne, ale Alexandra chyba nie zwróciła na to uwagi. Spojrzała na nas, wzięła głęboki wdech, po czym powiedziała:
 - Nikt nie widział Apollina od czasu bitwy o Manhattan.
 _________________________________________________
Od razu mówię, że pomysł na tego bloga narodził się przed przeczytaniem KO, więc nie wiążcie tego zniknięcia Apollina z zakończeniem książki...
Znowu dosyć długo, chociaż jeśli chodzi o jakość to akurat jestem średnio zadowolona :/
Ale oczywiście czekam na Wasze opinie :D 

2 komentarze:

  1. Jak zawsze było super ( czekaj, czekaj hejty miały być od 2 rozdziału to gdzie moje hejty?Dobra nieważne od następnego będą nie martw się) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby zjedli Apollina??? O.o
    Oczywiście ja jak zawsze spóźniony zapłon, więc sorry, że tak późno dodaje kom ;)))
    Ciekawe, więc pytanie brzmi: Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń