wtorek, 13 września 2016

13 (by Percy)



        " (...) it is a tale written by an idiot, full of sound and fury, sygnifying nothing"
Żeby ta vie znaczyła nieco więcej niż nic, jakkolwiek trudno to osiągnąć. Żebyś nie zgubiła się w labiryncie życia, albo, gubiła się jak najrzadziej. Żebyś znalazła wyjście sama, bez konieczności palenie życiodajnych żywopłotów aby ten twór opuścić, ale też nie za wcześnie. I nie idź zawsze przed siebie, bo czasem myślisz, że idziesz w dobrym kierunku, ale jedynie się cofasz. Odetchnij. Odpocznij. Szukaj różowej dzięcieliny między zielenią. A jeśli tak się zdarzy, że zaczniesz krążyć w kółko, to miej odwagę złamać z góry ustalone zasady i zacząć przedzierać się przez te krzaki.



       Okej. Oszczędzę Wam opisu podróży pociągiem wzdłuż Florydy i płynięcia nowym statkiem przez Zatokę Meksykańską, podziwiając od północy widoki na jakże malowniczą Luizjanę. Wystarczy Wam wiedzieć, że w przedziale siedzieliśmy z parą w średnim wieku, która nieustannie się do siebie kleiła (gdy Lena ich zobaczyła po raz pierwszy udała wymioty. Po kwadransie niezbyt przyjemnych odgłosów naprawdę zwymiotowała), a podczas całej podróży nie zaatakowały nas żadne potwory, co Annabeth uznała za niepokojące, ale ja tam się zbytnio nie niepokoiłem. Nie muszę też chyba opisywać jazdy taksówką z kierowcą, który wciąż zamiast na drogę patrzył się na Clarisse, flirtując z nią w nie do końca taktowny sposób (o ile się nie mylę typ nadal jest w szpitalu), ani… Dobra, o czymś muszę napisać. I to jeszcze jakieś tysiąc słów, żebyście mi nie narzekali, że za mało. Cudownie. Sprawiliście, że czuję się prawie jak na lekcji angielskiego, a to jest coś, o czym wolę w weekendy nie myśleć.
A więc dotrzeć do San Antonio było prosto. Gorzej jak się okazało, że nawet nie wiedzieliśmy, co tam robiliśmy. To znaczy Annabeth sprawiała wrażenie niespokojnej, jakby coś wiedziała, ale pytana o to udawała głuchą, więc w końcu przestaliśmy naciskać. Lena wspaniale (jeśli nie liczyć wystraszenia kilku stad gołębi, przyprawienia jakiejś biednej staruszki w centrum o palpitację, połowy z nas o ból głowy, a połowy miasta o uszkodzenie bębenków w uszach) sprawdziła się w roli przewodniczki. I tak do restauracji dotarliśmy stosunkowo szybko, co jak podejrzewam miało związek z tym, że po podróży pociągiem Lena miała pusty żołądek.  Doszedłem do wniosku, że nie lubię tego miasta już w momencie, gdy kelner poinformował mnie, że nie mają niebieskiego jedzenia, więc kiedy…
Okej, żadnych spojlerów. Zresztą i tak nie byłbym w stanie dwa razy o tym opowiadać.
Kontynuując: Gdy już zjedliśmy obiad zorientowaliśmy się, że nie wiedzieliśmy nawet, dlaczego tam przybyliśmy. Ponoć była tam jakaś potężna ona. Tak, jasne. Super. To wszystko wyjaśnia. Tom uważał, że jego wewnętrzne oko mówiło mu, którędy mamy iść i kazał nam podążać za sobą, ignorując wszystkie nasze pytania i wątpliwości Leny co do wybranej drogi. Nie za bardzo rozumiałem, dlaczego w zasadzie bardziej niż dziecku, które spędziło dziesięć lat w San Antonio ufamy wewnętrznemu oku kolesia, który nauczył się czytać w wieku trzynastu lat i wiesza lustra w męskiej kajucie, ale pozostali jakoś bardzo się nie sprzeciwiali, więc uznałem, że ja też nie będę. Zauważyłem, że Annabeth co chwila spoglądała na zegarek lub oglądała się za siebie, ale gdy jej o tym mówiłem zaczynała udawać idiotkę, więc oczywiście byłem już prawie pewien, że coś było bardzo nie tak.
Widzicie, Annabeth jest niezwykle inteligentna. I nie mówię tu o wysokiej średniej w szkole czy innych tego typu fałszywie określających wartość człowieka szkolnych bzdurach (nie, średnia ocen ani nie przyda Wam się w życiu, ani nie określa nic poza Waszą umiejętnością do przyswojenia przerażającej ilości niepotrzebnych faktów po to, aby wszystko zapomnieć zaraz po klasówce. Jeśli Wasz nauczyciel uważa inaczej macie moje pozwolenie, aby powiedzieć mu, że ma problem). Annabeth jest najmądrzejszym żyjącym dzieckiem Ateny, bogini mądrości, co teoretycznie oznacza, że może być nawet najmądrzejsza na świecie. W przyszłości chce zostać architektem, więc kiedy już zaprojektuje jakąś światowej sławy niebieską budowlę wolną od Tomów będę mógł wszystkim z dumą mówić, że to moja dziewczyna.
Ale chyba znowu odbiegam od tematu. Rzecz w tym, że jeśli Annabeth była czymś zdenerwowana na tyle, że nawet nie starała się wymyślić czegoś lepszego, żeby mnie oszukać, było naprawdę źle. Złapałem ją za rękę, żeby dodać jej otuchy, ale ona tylko spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem. Wkrótce minęliśmy po naszej prawej budkę z lodami, a spoceni od marszu w pełnym słońcu nie mogliśmy się oprzeć tej pokusie. „My” to znaczy ja, Clarisse i Lena. Nico, który ma jakąś urazę do wszystkiego, co sprawia przyjemność tylko oparł się o zacieniony pień drzewa, a Tom stwierdził, że lody źle wpłyną na jego oszałamiającą figurę, a zresztą w słońcu czuje się dobrze, więc podziękuje za słodkości. Kiedy już się najedliśmy i mieliśmy ruszyć w dalszą drogę wyciągnąłem rękę, aby znów chwycić dłoń Annabeth, ale moje palce napotkały pustkę. Rozejrzałem się w około, ale nie zauważyłem nikogo oprócz moich towarzyszy i sprzedawcy lodów, zajętego segregowaniem pudełek z sorbetami.
 - Zaczekajcie! – zawołałem. Cztery pary oczu spojrzały w moją stronę. – A gdzie jest Annabeth?
Pozostali także spojrzeli we wszystkie strony, ale nikt z nich nie dostrzegł córki Ateny.
 - Nie stała z nami w kolejce? – zapytała Lena.
 - Na pewno nie – odparła Clarisse marszcząc brwi. – Ja byłam trzecia i ostatnia.
Spojrzałem na chłopaków.
 - Ja? Nie zwracałem uwagi na to, co się dzieje – Nico wzruszył ramionami. Zdenerwowało mnie jego podejście, Clarisse jednak już wbiła oskarżycielski wzrok w Toma.
 - Ja? – syn Apollina otworzył usta na kształt liter „O” i przyłożył dłoń do obojczyków w geście oburzenia. Tak, bo wszyscy byliśmy w nastroju na słaby teatr. Przez kilka pierwszych sekund udawał, że naprawdę nic nie wie i już chciałem dać sobie z nim spokój, ale po krótkiej chwili złamał się pod spojrzeniem Clarisse.
 - No dobra, kazała mi przysiąc, że wam nie powiem, ale w sumie nie na Styks, więc… - teraz ja także zacząłem rzucać mu mordercze spojrzenia. – No zmusiła mnie, żebym jej powiedział dokąd idziemy i żebym potem was zmylił… A sama gdzieś poszła, nie wiem… No i przekazała mi to… - Podał mi jakąś kartkę. Gdy ją rozwinąłem ujrzałem znajome pismo Annabeth.
Percy, obiecaj, że o mnie nie zapomnisz. Proszę.
Straszliwa prawda powoli do mnie docierała. Annabeth…
Poczułem, że pieką mnie oczy. Zamrugałem. Nie mogłem sobie pozwolić na łzy, musiałem być silny. Pozostali rzucali mi zaciekawione lub zatroskane spojrzenia. W jednej chwili, działając raczej pod wpływem impulsu pobiegłem przed siebie. Wiedziałem, że nie dogonię Annabeth, ale nie mogłem siedzieć sobie na ławeczce jedząc lody i słuchając ptaszków, podczas gdy ona narażała życie. Usłyszałem kroki za sobą i po pewnym czasie, może kilku minutach, dogoniła mnie Clarisse. Złapała mnie za ramię. Próbowałem się wyrywać, ale córka Aresa dysponowała niezwykłą siłą. Byliśmy jakiś kilometr od pozostałych, więc niechętnie poszedłem za Clarisse w kierunku reszty naszej drużyny.
- Jackson, w ten sposób nic nie osiągniesz. Annabeth wiedziała przynajmniej  w co się pakuje, my nawet nie wiemy co tam jest, więc nawet nasz pan Tom GPS za bardzo nie pomoże.
 - Zaraz… To wy wiecie, gdzie ona poszła? – Tom wyglądał jak czterolatek, który próbuje ułożyć zbyt skomplikowane puzzle. Spojrzał na nas ze zdziwieniem, ale wszyscy zignorowaliśmy jego pytanie.
 - Więc co twoim zdaniem powinniśmy zrobić? – zapytałem. Nie czekając na odpowiedź zwróciłem się do Toma: - Powiedz, gdzie teraz prowadzi cię to twoje… yyy… wewnętrzne oko.
 - Nie prowadzi – burknął chłopak. – Trasa jakby przestała mi się pokazywać – dodał w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie. Usiadłem na ławce i ukryłem twarz w dłoniach. Cudownie. Od początku byłem przygotowany na wiele złych rzeczy, wiedziałem, że ta misja nie należała do łatwych, ale wiedziałem też, że poradziłbym sobie ze wszystkim, dopóki Annabeth byłaby przy mnie. Ale teraz…
Poczułem, że ktoś mnie klepie po plecach. Uniosłem głowę i ujrzałem Nica di Angelo.
 - Hej chłopie – powiedział. – Ja rozumiem, że jest ci ciężko, ale Clarisse ma rację. Musimy się dowiedzieć, co to za ona i wtedy pomyślimy co dalej.
Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością. Nastrój ten jednak natychmiast wyparował, gdy spojrzałem na ekran swojego telefonu.
 - Ktoś z was ma Internet? – zapytałem. Wszyscy czworo pokręcili głowami. – W takim razie jak niby zamierzacie sprawdzić, co to za ona?
Tom, Nico i Clarisse spojrzeli po sobie bezradnie, natomiast milcząca(!) dotąd Lena zrobiła kilka kroków w jedną z uliczek i ruchem ręki zachęciła nas, żebyśmy za nią poszli.
 - Chodźcie. Zaprowadzę was do takiego magicznego miejsca – oznajmiła, po czym zniżyła głos do szeptu. – Nazywa się  b i b l i o t e k a.
W normalnej sytuacji zapewne bym się roześmiał. Lena prowadziła nas labiryntem uliczek, aż w końcu zatrzymała się przed wielkim, okropnie czerwonym budynkiem, złożonym jakby z figur geometrycznych.
 - San Antonio Central Library! – obwieściła nam z dumą. Z zewnątrz biblioteka co prawda nie wyglądała zbyt dobrze, ale w środku było nawet ładnie, jeśli nie liczyć przebijającej gdzieniegdzie żółtej farby na ścianach. Dość szybko odnaleźliśmy dział poświęcony mitologii starożytnej Grecji.
 - Okej, to teraz podsumujmy to, co wiemy o tej tajemniczej… kimś – powiedziała córka Zeusa.
 - Jest pamiętliwa i sprytna – przypomniałem sobie.
 - I chce zemsty – dodał Nico. Lena zapisywała wszystko. Wyglądała na bardzo zmęczoną, ale zapewne po prostu nie była przyzwyczajona do tak długich wędrówek.
 - Ten głos! – krzyknęła nagle Clarisse. Wszyscy na nią spojrzeliśmy. – Ten, który mówił na tym filmie o misji Apollo… czy to mogła być ona?
Mnie i Leny nie było w tym Centrum, więc nie mogliśmy jej odpowiedzieć, a Tom sprawiał wrażenie, jakby to przerastało jego możliwości intelektualne, ale Nico stwierdził, że to całkiem możliwe.
 - Jeśli tak – kontynuowała Clarisse – to ponoć jest w stanie namieszać nam umysłach. – Nico pokiwał głową.
 - Tak jak tej dziewczynie od Ateny, o której mówiła nam Katie? – zapytała szeptem Lena. Atmosfera nagle stała się nieco bardziej przerażająca. Co innego mówić sobie o zdolnościach jakiegoś nieznanego boga czy potwora, a co innego mieć dowód, że są prawdziwe.
 - Mówiła, że uratuje swoich potomków – dodał syn Hadesa – I tych, którzy wyrzekną się bogów. Inaczej będziemy cierpieć tak jak ona cierpiała, czy jakoś tak…
Lena zanotowała wszystko, po czym zmierzyła swoją listę wzrokiem.
 - Yhm. Szukamy kolejnej psychopatki – mruknęła. Następnie przeczytała wszystko na głos i położyła kartkę na widoku. Każde z nas wzięło do ręki po jednej książce z półki. A gdy po kilku godzinach zaczęliśmy domyślać się, kim jest ona wcale nie poczuliśmy się lepiej…
 _______________________________________________
Rok.
To dużo? To mało?
Wiem tyle, że w ciągu roku nauczyłam się lepiej pisać po angielsku niż jeszcze lato temu mi szło w języku ojczystym, a to był ostatni rozdział, który trzymałam gdzieś jeszcze na komputerze z tamtych czasów. 
Teraz zapewne trudno będzie kontynuować, ba, trudno jest mi nawet na to patrzeć.
A więc...
Żegnajcie?
Do czasu.

1 komentarz:

  1. Ludzie przychodzą...i odchodzą..
    Na pewno nie raz przeczytam jeszcze te napisane przez Ciebie rozdziały. Na pewno nie raz przewertuję po kolei każde słowo przypominając sobie jak jeszcze rok temu czytałam z zafascynowaniem każdy rozdział. I nawet gdybym nie wiem jak żałowała tamtych chwil...to nie ważne..to tylko Twój wybór czy będziesz chciała to kontynuować..Jeśli nie..zrozumiem. Lecz pamiętaj będę czekać..

    OdpowiedzUsuń