Okej, wiem, o tydzień za późno, ale tym razem TO NIE MOJA WINA! :D Miałam małe problemy z Internetem i nie mogłam dodać. No i niezbyt długi, ale następny będzie dłuższy :) Dedykejszyn dla Elsy, za miłe komentarze^^
- Travis? Co się dzieje? – zapytał Percy.
Wszyscy wpatrywaliśmy się w syna Hermesa.
- Co się dzieje? Coś, ktoś, nie mam pojęcia,
atakuje Obóz. To znaczy… nie dosłownie… W sensie, że jakby…
Travis
został odepchnięty na bok i chwilę później pojawiła się przed nami ciemnowłosa
dziewczyna, córka Demeter, Katie Gardiner.
- Pogoda wariuje. Tu zawsze jest słonecznie,
prawda? No to teraz zdecydowanie nie jest.
– przerwała, żebyśmy mogli usłyszeć odległe dźwięki kropel deszczu i
uderzeń piorunów. To była naprawdę niezła burza. I faktycznie, w Obozie Herosów
nigdy nie było burz.
- Jesteście pewni, że po prostu nie
rozgniewaliście Zeusa? – zapytała Lena. – Tata miewa różne humory.
W tym
momencie Katie spojrzała za siebie, mogę się założyć, że na braci Hood.
- Kto, my? – dobiegł nas zdziwiony Connora. –
No, na pewno nie aż tak – dodał po
chwili milczenia.
- W każdym razie to nasz najmniejszy problem –
kontynuowała Katie. – Potwory przedostają się przez granicę. Nie wiem jak ani
dlaczego, ale ostatnio dzieci Iris zauważyły kilka ptaków stymfalijskich.
Oczywiście, dla naszych łuczników to nie był żaden problem, ale sam fakt… A co,
jeśli pojawi się ich więcej?
W tym
momencie pomyślałem o Skylli. Ona też była potworem, który znalazł się tam,
gdzie nie powinien. Czyli to nie był jednorazowy wypadek.
- To może być jakaś potężna siła –
zasugerowałem. Takie rzeczy już się przecież zdarzały. Zeszłoroczna walka z
Kronosem to niby co?
- Też tak podejrzewamy. Szczególnie, że
kontroluje też umysły niektórych z nas.
Annabeth
nagle pobladła. Mnie tam to ta informacja
jakoś szczególnie nie zdziwiła, słyszałem dziwniejsze rzeczy, ale jeżeli
Annabeth uważała to za oznakę czegoś strasznego, to pewnie miała rację. Ona z
nas wszystkich wiedziała najwięcej o mitologii i potworach.
- Ale… bez ich zgody? – upewniła się. Katie
pokiwała głową.
- Jedna z dziewczyn, zresztą, zdaje się
Annabeth, że twoja siostra, Joanne, próbowała zabić Malcolma, Travisa i
Connora. Potem nie pamiętała nic oprócz tego, że stała na jakimś klifie czy
czymś. Wiesz może, co to mogło być?
Annabeth
przez chwilę milczała.
- Nie mam pojęcia – odparła wreszcie. – To
niemożliwe. To znaczy… nie, to niemożliwe – szybko zamilkła, jakby w obawie, że
już powiedziała za dużo. – Pomyślimy nad tym.
- Och… no dobrze – westchnęła Katie. Na jej
twarzy widać było lekki zawód, jakby spodziewała się, że bardziej pomożemy, ale
co niby mieliśmy zrobić? Jakby nie zauważyła tak jakby mieliśmy własne
problemy.
- A co powiedział Chejron? – zapytała Annabeth.
- Widzisz, to kolejny problem. Zaczyna
zachowywać się jak nie on. Podejmuje nierozsądne decyzje i…
- Chejron? Niemożliwe – córka Ateny wydawała
się wzburzona. – To najrozsądniejszy człowiek, to znaczy centaur, jakiego znam.
- A ilu znasz centaurów? - zapytała Katie. Annabeth już miała coś
odpowiedzieć, ale córka Demeter ją wyprzedziła – Nie, Imprezowe Kucyki się nie
liczą. Chejron już się starzeje i może to…
- A termin „nieśmiertelność” coś ci mówi? –
warknęła Annabeth. – To, że ktoś każe wam sprzątać stajnie nie znaczy, że od
razu musicie go podejrzewać o najgorsze.
- Ale… Katie próbowała protestować, lecz
Annabeth przerwała połączenie, rzucając w tęczowy hologram najbliżej położonym
przedmiotem (tak się złożyło, że była to jedna z toreb z zakupami, która w
locie zgubiła całą swoją zawartość). Ciągle rozgniewana odeszła do dziewczęcej
kajuty, zupełnie jak dziecko. I kto tu niby jest super inteligentny.
- Wspaniale – Clarisse przewróciła oczami.
- Daj spokój – powiedział do niej Percy. –
Chejron jest dla niej jak ojciec, nic dziwnego, że…
- A wiesz, jak bardzo mnie to obchodzi? –
zapytała Clarisse. – Dobra, idę poćwiczyć – dodała. – Wam też by się przydało.
Tom
stwierdził, że się prześpi, a nuż będzie miał kolejny proroczy sen. Clarisse
zeszła pod pokład, do pomieszczenia, w którym trzymaliśmy broń, Percy poszedł
do Annabeth, a Lena po dłuższej chwili zdecydowała, że będzie latać po całym
statku i kopać prądem przypadkowe przedmioty. Jako że chłopięca kajuta była
właśnie pusta doszedłem do wniosku, że mógłbym znów spróbować zrobić tą
sztuczkę z czarną poświatą. Usiadłem na swoim łóżku i spojrzałem na swoje
dłonie, jakby miały z nich wystrzelić wiązki ciemnego światła. Nic z tego.
Postarałem się skupić na tym, jak się wtedy czułem. Zły? Smutny? Przestraszony?
Chyba coś pomiędzy tym. Próbowałem sobie więc wyobrazić coś, co by mnie
zezłościło, zasmuciło i przestraszyło naraz, co nie było zbyt trudne, gdyż
miałem w życiu sporo takich sytuacji. Nagle wszystko wydało mi się dużo wyraźniejsze.
Widziałem każdy szczegół na obrazku po drugiej stronie pokoju. Świat wydał mi
się jakiś prosty, banalny, niemal nudny. Czułem się niezwyciężony, jakbym mógł
zrobić wszystko. Pokonanie Skylli to bułka z masłem. To uczucie trwało chwilę,
ale potem do mojej głowy zaczęły docierać głosy. Głównie znudzone, udręczone,
zrozpaczone, przewijały się też błagające, a nawet jakiś szaleńczy śmiech. Jak
w bardzo smutnym wariatkowie. Te wszystkie głosy sprawiały, że mój mózg miał
ochotę wybuchnąć. Zacząłem czuć ból tych przemawiających osób. Nie wytrzymałem.
Osunąłem się na podłogę, zupełnie jak za pierwszym razem. Ledwo usłyszałem
walenie w drzwi.
- Proszę! – zdołałem zawołać. Do kajuty weszła
Clarisse.
- Za kwadrans wychodzimy, musimy zdążyć na
pociąg – powiedziała. – Weź swoje rzeczy i… - nagle urwała w połowie zdania i
rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej wzrok zatrzymał się na pękniętym lustrze
(Hurra, mieszkanie z Tomem) i żarówce, wokół której wciąż jeszcze zebrana była
resztka czarnej poświaty.
- Co ty zrobiłeś? – Spojrzała na mnie
podejrzliwie. – Słuchaj, jeśli znowu odwaliłeś to z tym czarnym światełkiem, to
to był ostatni raz, zrozumiano? – zapytała groźnie.
- Ponieważ? – odburknąłem.
- Ponieważ oni wszyscy wierzą, że to ja
pokonałam Skyllę, a jak zobaczą co potrafisz szybko się wszystkiego domyślą.
Nie mogę pozwolić na to, by taki dzieciak wydawał się lepszy ode mnie, jasne?
- Jasne, Panno Dojrzała – mruknąłem.
- Słucham? – zapytała córka Aresa.
- Nic takiego. Jasne, rozumiem.
- No ja mam nadzieję. Dobra, masz dziesięć
minut na spakowanie się i widzimy się wszyscy na głównym pokładzie. – To
powiedziawszy wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. Przewróciłem oczami. I to ja
tu jestem dzieciakiem? Spojrzałem ma sufit, czarna poświata wokół lampy właśnie
znikała. Uśmiechnąłem się. Oczywiście, że nie spełnię prośby Clarisse.
Voilá! Ugh, wrzesień i inne takie. Od początku nauka, a ja muszę jeszcze przeczytać lekturę na francuski. No i mam dwa różne występy taneczne, więc próby, próby & próby. A tam, mogło być gorzej :D Życzcie mi powodzenia!