- Rachel? Rachel!
– te krzyki wyrwały mnie ze snu.
- Co…? – zapytałam
nieprzytomnym głosem.
- Rachel, wstawaj, to naprawdę
ważne! – usłyszałam.
- Co jest ważniejszego od moich
ośmiu godzin snu? – jęknęłam poirytowana.
- Może grecka apokalipsa i losy
świata? – podsunął dziewczęcy głos. Natychmiast całkowicie się wybudziłam.
- Co? Gdzie? Jak? Kto? Co? –
krzyknęłam.
- Uspokój się – poradziła mi Joanne, bo to właśnie ona mnie obudziła. –
Słuchaj, co było w twojej przepowiedni?
- Co? Eee… Yyy… Jakiej
przepowiedni? – Stwierdziłam, że najlepiej będzie udawać głupią. Nie chciałam
powtarzać tego jeszcze raz.
- A ile wczoraj wygłosiłaś
przepowiedni? – zapytała poirytowana blondynka.
- Jedną – mruknęłam. – A skąd
ty właściwie o niej wiesz?
- Córeczka Ateny, zapomniałaś –
Joanne wyszczerzyła zęby. – Mam swoje sposoby. Posłuchaj mnie, Inez Prescott,
Nico di Angelo i Tom od Apollina wkradli się na statek i pojechali na misję.
Więc jeśli…
- CO zrobili??? – krzyknęłam.
- To, co słyszałaś. – Zniecierpliwiła
się moja koleżanka.
- Idę do Chejrona. – Postanowiłam
natychmiast.
- Idziemy, chciałaś powiedzieć – poprawiła
mnie Joanne.
- Słuchaj ty nie wiesz o co
chodzi i… - zaczęłam
- A jeśli mi nie powiesz, to
dowiem się na swój sposób – przerwała mi Joanne. – Prawdopodobnie o wiele mniej
humanitarny – dodała. Spojrzałam na nią przestraszona, ale ta tylko się
roześmiała.
- Wygrałaś – westchnęłam. –
Idziemy do Chejrona – mruknęłam niechętnie. Joanne uśmiechnęła się szeroko.
Obie ruszyłyśmy do Wielkiego domu. Był to duży, trzypiętrowy budynek pokryty
białym tynkiem. W porównaniu z domkami zamieszkanymi przez obozowiczów wyglądał
niezwykle wytwornie. Przeszły przez złotą bramę, która zresztą była otwarta
przez większość czasu i podejrzewałam, że stoi tam tylko dla ozdoby. Następnie
ruszyłyśmy kamienną dróżką przed siebie. W drzwiach budynku stał już Chejron,
zupełnie jakby nas wyczekiwał, co przecież było zupełnie niemożliwe, zważywszy
na to, że zegar wskazywał czwartą nad ranem.
- Rachel! – centaur zwrócił się
bezpośrednio do mnie. – Co cię tutaj sprowadza?
- Bo… W sprawie tej
przepowiedni… - zaczęłam. Chejron rzucił niespokojne spojrzenie na Joanne.
- W porządku, ona wie – powiedziałam
szybko.
- Skąd? – centaur nabrał
poważnego wyrazu twarzy.
- Nie wiem – stwierdziłam. – Ja
jej nic nie powiedziałam, przysięgam.
- Domyśliłam się – burknęła
córka Ateny.
- Domyśliłaś się? – Chejron
zmierzył ją badawczym wzrokiem.
- No. Tak jakby.
- Dobra – westchnął mężczyzna.
– Rachel, porozmawiajmy w moim gabinecie. A ty…
- Nie ma mowy! – krzyknęła
Joanne. – Też chcę porozmawiać i wszystkiego dokładniej się dowiedzieć.
- Joanne, proszę cię, bądź
rozsądna – zaczął centaur. – My z Rachel tylko coś ustalimy, ale ty powinnaś
wrócić, przecież…
- Nie! – powtórzyła dziewczyna
z uporem. Chejron spojrzał na nią
zdziwiony. Zapewne jeszcze nigdy żaden obozowicz nie potraktował go w taki
sposób. – Proponuję uczciwy układ. Wy mi powiecie wszystko, co wiecie, a ja wam
powiem to, co ja wiem – oznajmiła.
- A co wiesz? – spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
- Wy pierwsi – powtórzyła
Joanne z uporem, krzyżując ręce na piersiach. Chejron westchnął.
- Widzę, że nie odpuścisz. –
stwierdził. – Cóż, chyba nic się nie stanie, jeśli poznasz pełną treść
przepowiedni. Ale musisz przyrzec, że nikomu nie powiesz. I że nie zrobisz nic
głupiego. Ufam twojemu rozsądkowi, Joanne.
- Spokojnie, nic się nie stanie
– zapewniła dziewczyna.
- Mam taką nadzieję. Chodźmy –
powiedział centaur, po czym poprowadził nas obie do swojego gabinetu. Joanne,
która była tu pierwszy raz z ciekawością rozglądała się dookoła. W końcu
Chejron dodarł do właściwych drzwi. Otworzył je i podszedł do zawalonego różnymi
dziwnymi rzeczami biurka. Zachęcająco wskazał nam dwa stojące naprzeciw niego
fotele. Usiadłyśmy w nich trochę niepewnie.
- Rachel? – zwrócił się
łagodnym tonem w moją stronę.
Przełknęłam ślinę, po czym wygłosiłam ponownie swoją przepowiednię.
Coraz bardziej docierało do mnie, co ona oznaczała. W pomieszczeniu zapadła
cisza. Spojrzałam na swoją złotowłosą koleżankę, która ewidentnie nad czymś
myślała.
- I wysłaliście Percy’ego,
Annabeth i Clarisse na tę misję? Wiedząc, że mają znikome szanse na
przetrwanie? – zapytała córka Ateny.
- No… - zmieszał się Chejron. –
To nasi najlepiej wyszkoleni herosi. Jeżeli ktoś sobie poradzi to właśnie oni.
- Ale…
- Posłuchaj, Joanne… – zaczął
centaur z westchnieniem.
- Nie, to ty posłuchaj,
Chejronie! – krzyknęła Joanne. Nie było to zbyt uprzejme, ale zapewne już się
tym nie przejmowała. – Sprawa jest poważna. Troje herosów wymknęło się w nocy i
dołączyło do misji. Nie bagatelizuj tego!
- Coś ty powiedziała? –
mężczyzna zapytał ostro.
- To, co słyszałeś – burknęła
dziewczyna.
- Kto? Kto uciekł? – dopytywał
się centaur słabym głosem.
- Dwoje dzieciaków. Inez
Prescott i Nico diAngelo. Aha, i jeszcze Tom Isario, syn Apolla.
- Ale… Dlaczego… - Chejron nie
wiedział, jak sformułować zdanie.
- Bo są głupi – podpowiedziała
mu usłużnie Joanne. Centaur ją zignorował.
- Więc co teraz zrobimy? –
zapytałam.
- Nic – westchnął Chejron. –
Możemy tylko mieć nadzieję, że…
- Nic!?! – krzyknęłyśmy ja i Joanne w tej samej chwili.
- Chejronie, nie rozumiesz co
się właśnie dzieje? – zawołałam. – Kiedy przestałeś się troszczyć o
obozowiczów, co? – no dobra, może trochę przesadziłam, ale jak tak można?
Wmawiać dzieciakom, że są tu bezpieczne, że im się pomaga, a jak przyjdzie co
do czego zostawiać je same sobie?
- A masz może pomysł, co
zrobić? – zapytał zmęczonym głosem.
- Yyyy… - okej, nie miałam
pomysłu. Natomiast Joanne zrobiła minę, jakby właśnie coś jej przyszło do
głowy.
- Właśnie. Idźcie już,
dziewczynki. – westchnął centaur. Pociągnęłam Joanne za sobą i wyszłyśmy z
Wielkiego Domu. Gdy tylko znalazłyśmy się za furtką Joanne zapytała:
- Nie no, ty na serio tak po
prostu na to pozwalasz? Po tej przepowiedni?
- A co niby mam zrobić? –
odparłam pytaniem na pytanie. – Joanne, ja też nic nie rozumiem, nie wiem o co
chodzi w tej przepowiedni, nie wiem…
- A wiesz kto wie? – przerwała
mi.
- Nikt? – zasugerowałam. Moja
koleżanka przewróciła oczami.
- Nie, ty głuptasie. Pomyśl,
kto zna się na wyroczniach? Kto widzi przyszłość? Kto jest opiekunem Ducha
Delf? Idziemy do siódemki. Może jego dzieci powiedzą nam, jak go znaleźć. – to
powiedziawszy pociągnęła mnie za sobą i bez słowa ruszyła w stronę domku tak
lśniącego, że musiałam odwrócić wzrok, bo myślałam, że zaraz oślepnę. Wyglądał,
jakby był wykonany ze złota. O ściany opartych było niedbale kilka łuków i
instrumentów muzycznych. Córka Ateny zapukała do drzwi, po czym otworzyła je,
nie czekając na odpowiedź.
W środku też było złoto, ale dało się patrzeć. Wyglądało to bogato,
chociaż gdy się przyjrzałam, zauważyłam, że w niektórych miejscach złota farba
odchodzi od ściany. Nad łóżkami wisiała kolekcja łuków i strzał. Na środku
pomieszczenia stały fortepian, perkusja i kilka mniejszych instrumentów.
Podłoga zawalona była partyturami i słowami piosenek. Całość sprawiała trochę
wrażenie, jakby był to apartament jakiegoś znanego muzyka, który akurat
zapomniał posprzątać.
Słońce już wschodziło, więc była to pora, o której dzieci Apollina
były już na nogach. W kącie jakiś chłopiec rzucał strzałeczkami do tarczy. Przy
fortepianie siedziała dziewczyna mniej więcej w moim wieku, miała ciemnobrązowe
włosy i wyraz zamyślenie na twarzy, jakby właśnie coś tworzyła. Zauważyła nas
dopiero po dłuższej chwili.
- Hej. – Przywitała się. –
Szukasz Susan? – zwróciła się do Joanne. – Chyba poszła poćwiczyć na
strzelnicę.
- Nie. Zresztą nawet dobrze,
że jej tu nie ma – odpowiedziała Joanne. Córka Apollina zmarszczyła brwi.
- Pokłóciłyście się? –
zapytała.
- Aha. Tak jakby. Słuchaj
Alexandro, musimy pogadać z twoim ojcem, więc gdybyś tak jakoś go ładnie
poprosiła czy coś… - Dziewczyna, której najwyraźniej na imię było Alexandra
jakby spochmurniała.
- Coś się stało? – zdziwiłam
się.
- No… wiesz… on ostatnio
często się nie pojawia… w zasadzie to w ogóle nie utrzymuje kontaktu… jakby nas
unika… i bogów też… nie odpowiada…. i…
- Możesz wreszcie powiedzieć o
co chodzi? – warknęła zniecierpliwiona Joanne. Nie było to zbyt delikatne, ale
Alexandra chyba nie zwróciła na to uwagi. Spojrzała na nas, wzięła głęboki wdech,
po czym powiedziała:
- Nikt nie widział Apollina od czasu bitwy o Manhattan.
_________________________________________________
Od razu mówię, że pomysł na tego bloga narodził się przed przeczytaniem KO, więc nie wiążcie tego zniknięcia Apollina z zakończeniem książki...
Znowu dosyć długo, chociaż jeśli chodzi o jakość to akurat jestem średnio zadowolona :/
Ale oczywiście czekam na Wasze opinie :D