piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 5 - Annabeth - Co oznacza przepowiednia?




 No, jestem. Radujcie się i w ogóle. Rozdział dedykuję Marry za motywujące komentarze^^ I, tak jak chciałaś, jest dłuższy niż poprzednie (chociaż nie dzieje się w nim specjalnie dużo :( )

 - Co wy sobie wyobrażaliście?!? Zdajecie sobie sprawę z tego, jakie to niebezpieczne? Myślałam, że macie choć trochę rozumu! – zaczęłam krzyczeć, gdy tylko upewniła się, że się obudzili. Chyba zachowałam się trochę za ostro, ale byłam bardzo zdenerwowana.
 - Dziękujemy za to wspaniałe powitanie – mruknęła Lena.
 - Nawet nie próbuj żartować! – wrzasnęłam. – Czy wy w ogóle wiecie, co właśnie zrobiliście? Jak można być tak nieodpowiedzialnym?
 - Próbowałem ich powstrzymać, naprawdę. Mówiłem, że to głupi pomysł – powiedział Tom. Lena parsknęła, a Nico posłał mu oburzone spojrzenie.
 - Tak, wszyscy ci wierzymy – odparłam, przewracając oczami. Czy on naprawdę myślał, że mnie tak oszuka? – I właśnie dlatego tutaj jesteś. Bo to taki głupi pomysł. – Lena zachichotała.
 - A z tobą jeszcze nie skończyłam – zwróciłam się do niej. Dziewczynka spojrzała na mnie z lekkim strachem w oczach, więc kontynuowałam już łagodniej. – Powinnaś zostać w obozie. I ty, Nico, tak samo. Czy…
 - Tak, jesteśmy dziećmi, jesteśmy za młodzi, bla, bla, bla – przerwał jej Nico. – Super, rozumiemy.
 - Nie to miałam na myśli. Chciałam powiedzieć, że teraz na tym statku znajduje się troje najpotężniejszych żyjących herosów. Wiecie, jak to przyciąga potwory? Nie pomyśleliście o tym, prawda?
Lena i Nico zwiesili głowy.
 - Em… Annabeth… - odezwał się nieśmiało Percy. – Może dałabyś im już spokój, co? Wygląda na to, że są teraz częścią naszej załogi.
Spojrzałam na niego. Miał na sobie stare jeansy i niebieską bluzę. Nic specjalnego, ale jak dla mnie wyglądał bardzo dobrze. Uśmiechał się lekko. Dotarło do mnie, że może trochę za bardzo mnie poniosło.
 - Przepraszam – powiedziałam cicho. – Ale Percy… to jest naprawdę niebezpieczne.
 - Annabeth, proszę cię, bardziej niebezpiecznie już być nie może – powiedział pół żartem, pół serio.
 - Przecież wiem! – zawołałam.  – Tyle rzeczy może pójść nie tak. Nie wiadomo nawet, czy przeżyjemy. A co jeśli… - urwałam. Nie potrafiłam nawet powiedzieć tego, o czym myślałam.
Percy podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
 - Nie martw się, Mądralińska. Damy radę, obiecuję.
Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się blado.
 - Mam taką nadzieję.
Wtuliłam się w niego mocniej. Wiem, że to zabrzmi trochę głupio, ale w jego ramionach czułam się dużo bezpieczniej. Staliśmy tak przez chwilę, gdy w końcu przerwała nam Clarisse.
 - Ekhem… Nie chcę was niepokoić, ale musimy zapobiec końcu świata, chociaż nie wiemy jak, nie wiemy co mamy zrobić, nawet dokąd płynąć, niedługo zacznie się wojna, powstaje jakiś straszny wróg, za to nasz potężny sprzymierzeniec, który zresztą do tej pory i tak nic nie zrobił, postanowił upaść właśnie w tym momencie, więc chyba powinniśmy to przedyskutować. Ach, wspomniałam może, że ktoś z nas umrze? – wpatrywaliśmy się w nią. Nie chodziło nawet o to, co powiedziała, ale o to jak  to powiedziała. W jej tonie nie słychać było tej charakterystycznej złośliwości. Mówiła to normalnym, nawet może lekko zmęczonym głosem.
 - Chyba rzeczywiście powinniśmy – stwierdził w końcu Nico. Po chwili wszyscy siedzieliśmy wokół stołu na głównym pokładzie.
 - Dobra, najlepiej zacząć od dokładnego przeanalizowania przepowiedni – powiedziałam od razu.
 - Zgadzam się – poparł mnie Nico. – Musimy dokładnie wiedzieć na czym stoimy. Pamięta to ktoś? – mógł tego nie mówić. Ja pamiętałam i już miałam otworzyć usta, gdy Tom wszedł na stół uśmiechając się do nas wszystkich, odchrząknął i zaczął recytować.
- Misję, co skończy się zniszczeniem
   Podjąć należy nieodwłóczenie.
   Tam, gdzie niegdyś nie było nocy
   Wojna się zacznie, a świat się skończy.
   Z tych co wyruszą nie każdy wróci,
   Co z prochu powstało w proch się obróci,
   W przegranej walce staniecie do boju
   Król straci moc swojego żywiołu
   Powstanie upadły, upadnie potężny,
   Zdrada i zagłada rozetną swe więzy.
   Nie widzicie broni, która jest tak blisko,
   Na szyjach waszych cicho pętle się zacisną.
   Konic nadejdzie niespodziewanie,
   Śmiertelne istnienie zostanie przerwane.
Gdy skończył zacząć się kłaniać, a kiedy zobaczył, że nie klaszczemy, poinstruował nas wyrozumiale.
 - To jest ten moment, kiedy bijecie brawo.
 - Co jak co, ale ego to odziedziczył po swoim tatusiu – mruknęła Lena.
 - Szkoda, że talent już nie za bardzo – dodała Clarisse.  Tom najwyraźniej tego nie usłyszał, bo usiadł z powrotem na krześle zadowolony z siebie.
 - A więc – zaczęłam ignorując go – Misję, co skończy się zniszczeniem podjąć należy nieodwłóczenie.
 - To chyba proste – stwierdził Percy. – Trzeba jak najszybciej wyruszyć na misję, co też właśnie zrobiliśmy. Fragment o zniszczeniu możemy na razie pominąć.
 - Racja – przyznałam. – Dalej: Tam, gdzie niegdyś nie było nocy wojna się zacznie, a świat się skończy.  Jakieś pomysły?
 - Tam, gdzie niegdyś nie było nocy? – zapytała Lena marszcząc brwi. – To bez sensu. Przecież w każdym miejscu czasem jest noc, prawda? No, w każdym na Ziemi. Chociaż przed narodzinami Uranosa nie było nieba, czyli nie było ani dnia, ani nocy, ale to wszędzie...
 - A któryś z biegunów? – zasugerował Nico przerywając dziewczynce. – Tam dni trwają po kilka miesięcy, więc może o to chodzi z brakiem nocy?
 - Dobry pomysł – pochwaliłam go. – Ale potem nadchodzi tak samo długa noc. I mam przeczucie że nie o to chodzi.
 - Może Podziemie? – zapytała Clarisse – Tam nie ma słońca, więc nie ma dnia, no a jeśli nie ma dnia nie ma też nocy.
 - O fu! – zawołał Tom. – Nigdy bym nie poszedł do tego wstrętnego miejsca!
 - W takim razie nie trzeba było pchać się na misję – warknęłam. – Ale nie, chyba nie to Wyrocznia chciała przekazać. Jeszcze o tym pomyślę. A teraz: Z tych co wyruszą nie każdy wróci, co z prochu powstało w proch się obróci.
 - Ten optymistyczny wers chyba oznacza, że ktoś z nas umrze – stwierdziła Lena. Spojrzała na Toma, jakby żywiąc nadzieję, że to o niego chodzi. On najwyraźniej tego nie zauważył, bo wciąż bezczelnie się uśmiechał. Westchnęłam. Od kiedy czyjaś śmierć była dla nas codziennością?
 - W przegranej walce staniecie, do boju, król straci moc swojego żywiołu – kontynuowałam.
 - Znowu optymistycznie – mruknął Percy.
 - Lena? – zapytałam, bo zauważyłam, że dziewczynka przygryza wargę, jakby coś wiedziała, ale nie chciała tego powiedzieć.
 - Co? – zapytała nieprzytomnym głosem. – Ach tak, nic. Naprawdę nic. – Wiedziałam, że coś ukrywa, ale nie naciskałam. Czy ja przecież też nie miałam sekretu?
 - Powstanie upadły, upadnie potężny, zdrada i zagłada rozetną swe więzy.
 - To chyba nie ma głębszego sensu – stwierdziła Clarisse. – Jest tylko po to, żeby nas nastraszyć. Teraz jest: Nie widzicie broni, która jest tak blisko, na szyjach waszych cicho pętle się zacisną. To brzmi prawie jak groźba.
 - Cała ta przepowiednia brzmi jak groźba! – wrzasnął Nico. – Umrzecie, świat się skończy,  itepe! I to ma nam niby pomóc? Świadomość, że zaraz zginiemy?
 - Może nie powinniśmy tego traktować tak dosłownie? Co jeśli Duch Delf gdy to mówił po prostu był na haju? – podsunął Percy. Próbowałam rzucić mu ostre spojrzenie, ale chyba nie wyszło mi to zbyt dobrze. Po chwili wszyscy się śmialiśmy i na moment zapomnieliśmy o tym, co nas czeka.
Pierwsza otrząsnęła się Clarisse.
 - Koniec nadejdzie niespodziewanie, śmiertelne istnienie zostanie przerwane. No nie wiem jak wy, ale ja do tego nie dopuszczę! – krzyknęła.
 - Clarisse, nie da się zmienić… zaczęłam.
 - A właśnie, że się da! – przerwała mi córka Aresa. – Będziemy walczyć. I wygramy. – W pierwszym odruchu miałam ochotę wyśmiać jej nielogiczne myślenie, ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że może to właśnie to, czego nam potrzeba. Clarisse może i była irytująca, a momentami po prostu wredna, ale bez wątpienia miała ducha walki. A to nam się przyda, na przykład podczas… walki. Co zapewne nastąpi niedługo.
Co wtedy zrobię? Te głosy w moich snach... Życie moje albo moich przyjaciół. Wybór był oczywisty, a zarazem taki trudny. Dlaczego? Mogę się założyć, że większość herosów nie miałaby takich problemów. Oni wszyscy byli beznadziejnie odważni. A ja? I jak im to powiem? Nie powiem. Percy by mnie nie puścił. On też bywa czasem zbyt heroiczny. Nie zrozumiałby, że to jedyne wyjście. Jeżeli to ma uratować świat…
Tak pogrążyłam się w rozmyślaniach, że nie zauważyłam, że inni już się rozeszli. Została tylko Lena, wpatrująca się w przestrzeń. Podeszłam do niej.
 - Coś się stało? – zapytałam.
 - Nie, nic – odparła szybko. – Tylko tak sobie myślałam… Duch Delf w zasadzie cały czas jest na haju, prawda? Właśnie dlatego widzi przyszłość. Te wszystkie kadzidełka i w ogóle… - pokręciłam głową.
 - Z całej historii starożytnej Grecji, której cię uczyłam, zapamiętałaś właśnie to? – zapytałam. Wzruszyła ramionami.
 - Tak jakoś wyszło.
Patrzyłam, jak biegnie do swojej kajuty. Przypomniałam sobie, jak zachowała się na naradzie. I dziś, przy omawianiu przepowiedni. Jak patrzyła w przestrzeń z nieco zbyt smutnym wyrazem twarzy. Odrobinę zbyt długo. I nagle miałam całkowitą pewność, że myślała o czymś zdecydowanie innym, niż kadzidełka Ducha Delf.
________________________________
Hej... Wreszcie ogarnęłam, jak włączyć możliwość anonimowego komentowania! Więc jeśli są tu jakieś anonimki to zapraszam :D

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 4 - Nico - Łamię zasady



                Czułem się źle. Miałem dosyć tego, że ciągle uważano mnie za nieco dziwacznego, mrocznego dzieciaka. Jak zwykle na misję wyruszyli ten cały Percy Jackson, jago psiapsiółeczka Annabeth, no i jeszcze ta dziewczyna, Clarisse. O tym, by zaangażować w to mnie nikt nawet nie pomyślał. A przecież nadawałem się! Przepowiednia mówiła o śmierci. Ja był synem Hadesa. Poza tym dałbym sobie radę, byłem już duży. Wstałem z łóżka i spojrzał na zegarek. Była czwarta. Troje herosów wyruszało o szóstej, jeszcze przed zakończeniem ciszy nocnej. Mieli płynąć statkiem, który Percy wytrzasnął nie wiadomo skąd. Gdybym się tam dostał… Wiem, to głupi pomysł, ale gdyby… Mógłbym się schować w piwnicy statku i wyjść dopiero, gdy byliby na pełnym morzu. Wtedy musieliby pozwolić mi zostać. Chyba mi odbiło, ale nic innego nie wymyśliłem, więc postanowiłem to zrobić. Sam nie wiem dlaczego, chyba po prostu chciałam udowodnić innym że też coś potrafię. Zacząłem pakować swój plecak. Nektar, ambrozja, zwykły prowiant, ubrania na zmianę. Gotowe. Wyszedłem z domku na palcach, ale po chwili uświadomiłem sobie, że nie ma to sensu, bo nie mam żadnych współlokatorów. Dobrze widziałem w ciemności, więc szedłem prosto do widniejącego w oddali okrętu. Wtem wpadła na mnie jakaś osoba, dosyć lekka. Zamchnęła się mieczem, a mi w ostatniej chwili udało się zrobić unik.
 - Kto to? – usłyszałem przestraszony dziewczęcy głos.
 - Nico di Angelo, czego? – burknąłem.
 - Nico?
 - Lena?
 - Tak, a co?
 - Nic – mruknąłem. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest czwarta nad ranem? Co ty tu robisz? – zapytałem.
 - Wiesz, raczej nie wyszłam na spacer – odparła Lena. – Zapewne robię to samo co ty. Próbuję wkręcić się na tą misję.
 - Co? Ale to niebezpieczne! – zaprotestowałem.
 - Skoro to takie niebezpieczne to wróć do domku, wyśpij się, ja cię nie zatrzymuję. Ale nie zawracam – powiedziała dziewczynka stanowczym głosem.
 - Nie ma mowy! – zawołałem. Ona potrafi być naprawdę irytująca.
 - Czyli idziemy razem – stwierdziła Lena. Chciałem coś jej odpowiedzieć, ale nic rozsądnego nie przychodziło mi do głowy, więc tylko przewróciłem oczami, czego ona w ciemności i tak nie zauważyła i ruszyłem przed siebie. Lena dobiegła do mnie i przez chwilę szliśmy w milczeniu, gdy nagle usłyszeliśmy za plecami jakiś hałas. Odwróciliśmy się i pobiegliśmy w tamtą stronę.  Już mieliśmy zaatakować, gdy moim oczom ukazał się Tom Isario, domkowy Apolla.
 - Tom? – upewnił się.
 - No raczej –burknął tamten.
 - Też próbujesz się włamać na statek? – zapytała po prostu Lena. Miałem ochotę ją udusić, przecież mówiąc to mogła wpakować nas w ogromne tarapaty. Czasami mam wrażenie, że moja kuzynka w ogóle nie myśli.
 - Tak. Zaraz: też?
 - Coś się nie podoba? – warknąłem.
 - Może to, że macie po, ile, dziesięć lat? – zasugerował Tom.
 - Ja mam dwanaście –mruknąłem, po czym zorientowałem się, że chyba zabrzmiało to strasznie dziecinnie.
 - Ale… - zaczął Tom.
 Lena bez słowa ruszyła dalej, tak jak ja przed chwilą. Zrobiłem to samo. Usłyszałem kroki doganiającego nas Toma. Szliśmy w stronę statku nie odzywając się do siebie, gdy nagle okno mijanego przez nas domku Ateny się otwarło.
 - Możecie tak nie hałasować? – zapytała jakaś dziewczyna. – Zdajecie sobie sprawę z tego, która jest godzina? – przypomniałem sobie, że nazywała się Joanne. Chyba nie była w dobrym humorze. Wyglądała, jakby jakiś koszmar obudził ją w środku nocy i nie mogła znów zasnąć (a wierzcie, wiem jak to jest) i patrzyła na nas jak na kretynów.
 - Co wy tu robicie? – zapytała, po czym jakby uświadomiła sobie, że zna odpowiedź. – Idziecie na misję, prawda?
 - Skąd wiesz? – zdziwiła się Lena.
 - Zgadywałam. A jeśli chodzi o to skąd w ogóle wiem o misji… no cóż, uznajmy, że trochę pomęczyłam siostrę. Ale czy to nie Annabeth, Clarisse i Percy mieli na nią wyruszyć?
 - Taki był początkowy skład. – Lena wzruszyła ramionami. – Powiększył się o trzy osoby.
 - Kiedy? – zapytała podejrzliwie Joanne.
 - Plus minus pięć minut temu.
 - Ale wy… nie możecie! Nie bez powodu Chejron wysłał tam najlepszych herosów. To niebezpieczne.
 - Mówisz tak, bo nie jesteś wystarczająco odważna – stwierdził Tom.
 - Raczej nie jestem głupia – warknęła Joanne, po czym zatrzasnęła okno. Ja, Lena i Tom szliśmy dalej, aż doszliśmy do statku. Spodziewaliśmy się, że trudno będzie dostać się do środka, jakie więc było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że okręt wcale nie był zabezpieczony. Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy do piwnicy. Było to puste, suche, trochę małe pomieszczenie. Lena skuliła się kącie, Tom oparł się o ścianę, a ja usiadłem przy wejściu. Obserwowałem, jak moja kuzynka zasypia, a następnie Tom idzie w jej ślady. Ja sam długo powstrzymywałem się przed snem i nasłuchiwałem kroków, które by oznajmiły, że Percy, Clarisse i Annabeth są już na statku. Jednak po dłuższym czasie nie wytrzymałem i zasnąłem, zmęczony natłokiem myśli. Nie słyszałem więc, jak trzy pary butów tupią po pokładzie, jak ktoś schodzi do piwnicy i otwiera drzwi, jak woła towarzyszy i cicho się z nimi naradza. Gdy się obudziłem, zobaczyłem potrząsającą mną Annabeth z ogromnym gniewem wymalowanym na twarzy.